Byłam w tym tygodniu na koncercie fortepianowym, na który
zaprosiła mnie moja młodsza siostra z okazji zakończenia 4 klasy w szkole
muzycznej.
Zosia ma 11 lat i nie jest przeciętnym dzieckiem XXI wieku.
Nie wie co to MTV i FB (na szczęście), dużo czyta i jeszcze więcej pisze.
Bierze udział w olimpiadach i konkursach. Z rodzicami chodzi po górach, a
dodatkowo chodzi na basen i zajęcia taneczne.
Jak na 11 letniego człowieka, jest prawdziwym dzieckiem.
Życie nie zmusiło jej do wcześniejszego dorastania. Aż boje się ego momentu,
gdy pewnego razu wróci po wakacjach odmieniona i będzie nastolatką.
No więc ta właśnie mała dziewczynka, zaprosiła mnie na
koncert, podczas którego sama również występowała. Jako najstarsza siostra znam
wszystkie utwory, których się uczyła, regularnie dostaje sprawozdanie z ocen w
dzienniczku, kwiatków, gwiazdek i innych pozytywnych oznak jej osiągnięć.
Powinnam wspomnieć, że akurat wczoraj złapałam jakiegoś rota
wirusa albo czymś się strułam. Nigdy takiego bólu brzucha nie miałam, więc
trudno mi było temu przeciwdziałać, a do tego dopadła mnie podwyższona
temperatura i potworny ból mięśni i stawów – istny koszmar, gdy trzeba się uśmiechać
;-)
Jadąc prosto z pracy ledwo zdążyłam, a Zosia powitała mnie
mocnym uściskiem na wysokości żołądka. Dobrze, że nic nie jadłam cały dzień, bo
zawartość na pewno ozdobiła by jej piękne długie blond włosy. Zasiedliśmy
wygodnie na krzesełkach i zaczął się koncert.
Pierwsza wystąpiła Czarna Inez. Dosłownie. Dziewczynka
nazywała się Inez Domańska i była ubrana na czarno ;-)
Poziom gry poszczególnych pianistów wzrastał wraz z kolejnością.
W moim stanie (jak się potem okazało temperatura lekko ponad 38 stopni) każdy
dźwięk był krzywdzący. Kocham fortepian, ale po raz pierwszy zastanawiałam się
jak uciec z koncertu. Na szczęście poziom uczestników rósł i utwory stawały się
bardziej płynne, a przy okazji bardziej znane. Finał koncertu zwieńczyły 4 utwory
Chopina, co w końcu okazało się być balsamem na moją duszę i na reszcie poczułam,
że nie bolą mnie uszy.
Siostra zagrała dobrze, choć zjadał ja trema, bo wiem, że
potrafiła zagrać lepiej. Zresztą udowodniła to w domu, grając cały koncert utworów,
które miała na zaliczenie.
Na koncerty Zosi chodzę co roku i widzę postępy. Cieszę się
jednak, że nie muszę uczestniczyć w całym procesie jej kształcenia. Do tego trzeba być rodzicem, by znosić godziny prób, fałszu i hałasu, zanim osiagnie się dobry poziom :-)
A wy chodzicie na koncerty małych pianistów?
a może by tak bez nazwisk? inez to moja córka i jakoś tak nie za bardzo się poczułam, jak przeczytałam ....
OdpowiedzUsuń