piątek, 28 czerwca 2013

Koncert Fortepianowy




Byłam w tym tygodniu na koncercie fortepianowym, na który zaprosiła mnie moja młodsza siostra z okazji zakończenia 4 klasy w szkole muzycznej.
Zosia ma 11 lat i nie jest przeciętnym dzieckiem XXI wieku. Nie wie co to MTV i FB (na szczęście), dużo czyta i jeszcze więcej pisze. Bierze udział w olimpiadach i konkursach. Z rodzicami chodzi po górach, a dodatkowo chodzi na basen i zajęcia taneczne.
Jak na 11 letniego człowieka, jest prawdziwym dzieckiem. Życie nie zmusiło jej do wcześniejszego dorastania. Aż boje się ego momentu, gdy pewnego razu wróci po wakacjach odmieniona i będzie nastolatką.
No więc ta właśnie mała dziewczynka, zaprosiła mnie na koncert, podczas którego sama również występowała. Jako najstarsza siostra znam wszystkie utwory, których się uczyła, regularnie dostaje sprawozdanie z ocen w dzienniczku, kwiatków, gwiazdek i innych pozytywnych oznak jej osiągnięć.
Powinnam wspomnieć, że akurat wczoraj złapałam jakiegoś rota wirusa albo czymś się strułam. Nigdy takiego bólu brzucha nie miałam, więc trudno mi było temu przeciwdziałać, a do tego dopadła mnie podwyższona temperatura i potworny ból mięśni i stawów – istny koszmar, gdy trzeba się uśmiechać ;-)
Jadąc prosto z pracy ledwo zdążyłam, a Zosia powitała mnie mocnym uściskiem na wysokości żołądka. Dobrze, że nic nie jadłam cały dzień, bo zawartość na pewno ozdobiła by jej piękne długie blond włosy. Zasiedliśmy wygodnie na krzesełkach i zaczął się koncert.
Pierwsza wystąpiła Czarna Inez. Dosłownie. Dziewczynka nazywała się Inez Domańska i była ubrana na czarno ;-)
Poziom gry poszczególnych pianistów wzrastał wraz z kolejnością. W moim stanie (jak się potem okazało temperatura lekko ponad 38 stopni) każdy dźwięk był krzywdzący. Kocham fortepian, ale po raz pierwszy zastanawiałam się jak uciec z koncertu. Na szczęście poziom uczestników rósł i utwory stawały się bardziej płynne, a przy okazji bardziej znane. Finał koncertu zwieńczyły 4 utwory Chopina, co w końcu okazało się być balsamem na moją duszę i na reszcie poczułam, że nie bolą mnie uszy.
Siostra zagrała dobrze, choć zjadał ja trema, bo wiem, że potrafiła zagrać lepiej. Zresztą udowodniła to w domu, grając cały koncert utworów, które miała na zaliczenie.
Na koncerty Zosi chodzę co roku i widzę postępy. Cieszę się jednak, że nie muszę uczestniczyć w całym procesie jej kształcenia. Do tego trzeba być rodzicem, by znosić godziny prób, fałszu i hałasu, zanim osiagnie się dobry poziom :-)

A wy chodzicie na koncerty małych pianistów?

1 komentarz:

  1. a może by tak bez nazwisk? inez to moja córka i jakoś tak nie za bardzo się poczułam, jak przeczytałam ....

    OdpowiedzUsuń