środa, 12 czerwca 2013

Nareszcie Frajerze Zapłacisz i Zakład Utylizacji Staruszków





Polska jaka jest, każdy widzi. Mamy piękne Mazury i Kaszuby, których nie potrafimy wypromować na świecie, fantastyczne góry, w których toczy się walka o wyciągi i morze z pięknymi piaszczystymi plażami, które nie są sprzątane. Wszystko i wszędzie rozchodzi się o kasę.
Czasem mam wrażenie, że jedynym przedmiotem obrad naszego rządu jest kwestia pozyskiwania kasy. Pozyskiwania jej dla siebie, nie dla obywateli. Obywateli, którzy skrzętnie okradani są z setek złotych, tylko dlatego, że mamy ZUS.
Przy okazji tej dygresji, poczytałam sobie historię genezy ZUS i NFZ, dwóch organizacji publicznoprawnych, okradających nas nie tylko z pieniędzy, ale też z godności.
O ile życie byłoby prostsze, gdyby nie tych dwóch pośredników między nami, obywatelami, a instytucjami, które mają nieść pomoc?
Poruszyłam ten temat, ponieważ po raz pierwszy w życiu nie posiadam prywatnego ubezpieczenia medycznego od pracodawcy i teraz dopiero doceniam, jak wielki jest to profit.
W kwestii opieki medycznej jestem mniej więcej na takim poziomie świadomości, jak ludzie urodzeni w latach ’90, dla których puste pułki w sklepach, czy samochód maluch to już przedmiot historii w szkole.
Na szczęście mam takiego małego anioła stróża, który wprowadził mnie w tajniki publicznej służby zdrowia.
Jako jedna z nielicznych pilnuje regularnych „przeglądów podwozia”, „zderzaków” i zwierciadeł duszy. I kiedy zorientowałam się, że już czas na serwis, rozłożyłam ręce, bo nawet nie wiedziałam od czego zacząć.
Ludzie tłumaczyli mi procedury, jakby znali je na pamięć, niczym paciorek na dobranoc, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. I tak postanowiłam zadzwonić do przychodni, by zaprzeczyć zasłyszanym bajkom. Pytanie: do jakiej przychodni, gdzie i jak ją znaleźć? Poszukałam najbliższej miejsca zamieszkania i dzwonię:

-dzień dobry chciałabym zapisać się do lekarza internisty i do specjalistów.
- nie ma specjalistów. A jest pani zarejestrowana?
- no jestem, w ZUSie. A jak nie ma specjalistów, to do kogo mogę się zapisać?
- nie w ZUSie! Czy u nas ma pani kartę?
- No nie mam. A co powinnam zrobić, żeby dostać się do internisty?
- Zapisy do internistów przyjmujemy dopiero od lipca. Teraz może pani przyjść i stanąć w kolejce po numerek. Otwieramy o 7.
- a to nie można się teraz umówić przez telefon?
- może pani zadzwonić po numerek. Linie telefoniczną włączamy o 7:30 jak rozdamy numerki.
- no to jak mam po niego zadzwonić, jak pani mówi, że już je rozdacie do tego czasu?
- no czasem coś zostaje. A tak w ogóle to musi się pani u nas zarejestrować osobiście, bo bez tego nie wydamy numerka.

Podziękowałam z uśmiechem niedowierzania i odłożyłam słuchawkę. Dzwonię do innej przychodni, którą wygooglowałam i zaczynam tak samo:

- ale pani się dodzwoniła na stomatologię.
nauczona doświadczeniem z poprzedniego telefonu
- ale ja bym chciała się zarejestrować.
- na stomatologię?
- nie do przychodni
- to nie tu

W między czasie dowiedziałam się, że w państwowej służbie zdrowia to nie jest tak, jak w prywatnych centrach medycznych, że chcesz do okulisty, ginekologa, dermatologa i nie dość, że są w jednym budynku to jeszcze nie potrzebujesz skierowania. Nie, w państwowej służbie zdrowia jest lekarz pierwszego kontaktu. Tak zwany wypisywacz recept i skierowań. Przecież mogliby ustawić zamiast niego biletomat. Klikasz specjalizacje, wybierasz opcje i drukuje ci się skierowanie lub recepta. O ile szybciej, o ile mniej frustracji w wystawiaczach tych druków?

Cóż, trzeba to przejść. Tylko jak, jeśli termin do „biletomatu” masz na przyszły miesiąc, a to dopiero początek drogi krzyżowej?

I tu wkroczył mój anioł stróż – drobna, piękna kobietka, która co nie co wie o „tych” sprawach. Na co dzień pracuje w prywatnej służbie zdrowia, jest też ratownikiem medycznym i w ogóle taka z niej wegetariańska superwoman ;-)

Jej czas włożony w całą tę operację to może 30 minut, moja wdzięczność dozgonna, za resztę zapłacę kartą Visa ;-) Jak za sprawą magicznej różyczki w ciągu 10 minut przez telefon zarejestrowałam się i umówiłam do „biletomatu” na następny dzień. Wystawił skierowania i zlecił badania, a przemiłe panie na recepcji powciskały mnie na najbliższe dogodne terminy. Tym sposobem do końca czerwca, za pieniądze, które płace do ZUS, załatwię podstawowy przegląd. Przegląd, który prywatnie kosztowałby mnie ponad 1000zł. A dzięki Kamili zapłaciłam jedynie za jedno badanie krwi 22zł i kubek na siki 1,50, bo nie daj za free ;-)
Coś czuję, że to dopiero początek mojej przygody z państwową służbą zdrowia, bo zaczęło mi się podobać :-) A skoro już płacę te składki do Zakładu Utylizacji Staruszków, to skorzystam z bezpłatnych badań na wszystko.
Trzymajcie kciuki za dobre wyniki ;-)

2 komentarze:

  1. trzymam trzymam, widzisz jaka dobra mam zone ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, bardzo dobrą :-) Ty, zdaje się, że też zawdzięczasz jej pomoc w medycznych sprawach? ;-)

    OdpowiedzUsuń