No i stało się!
Po 6 miesiacach bez światła w kuchni, udało mi się w końcu zmienić żarówkę.
Czasem na FB wrzucam post w stylu "Kto mi przyniesie lody i kawę do łóżka" i jak zwykle okazuje się, że jeśli czegoś chcę, muszę sobie to sama załtwić.
Tym właśnie sposobem stałam się niezależną kobietą. Potrafię przykręcić kran, przepchać rury, wymienić przepalone korki i wymienić żarówkę na wysokości 3m80cm.
Tak, zdjecie ukazuje moją pomysłową konstrukcję, gdy okazało się, że z blatu kuchennego nie sięgnę. Ustawiłam więc taboret i wdrapałam się niczym ginastyczka w cyrku, bo z braku miejsca lub mojej dużej dupy, nie było to takie proste. :-)
Nie bedę narzekała na to, że nikt nie zaproponuje pomocy przyniesieniu tortu, gdy jestem chora i akurat o nim marzę, ani tez nie będę się żalić na fakt, że w pracach domowych musze radzć sobie sama. Bo takie jest życie. Ale z tą żarówką to była śmieszna historia.
Gdy przepaliła się z grudniu, najpierw postanowiłam, że nie będę korzystała z kuchni. Ale wszyscy wiedzą, że przy moich zapędach kulinarnych to nie możliwe :-) Potem zamontowałam małą lampkę z łazienki, przez co gorzej mi szło z makijażem w łazience a lampka i tak nie oświetlała kuchni. Zaczęłam zbierac się do wyprawy na żarówki.
Chciałam kupic od razu więcej i wrzucić w koszty firmy. Ciągle, jednak, coś stawało na przeszkodzie.
Raz pojechałam do Makro. Zrobiłam zakupy na 400 zł, ale żarówek nie mieli.
Potem, w necie szukałam takich o odpowiednim kształcie, gwincie, barwie, natężeniu światła no i oczywiście cenie. Doszłam do wniosku, ze teoria z internetu nie pozwoli m i idealnie wybrać żarówek. I tak właśnie minęło 6 miesięcy, aż wczoraj, przypadkowo będąc z kolegami w IKEA przypomniało mi się, że powinnam kupić żarówkę. Chociaz jedną.
Oczywiście jestem tuż przed pensją, więc kupowanie żarówek nie było wksazane, ale aż żal było nie skorzystać z okazji. Wzięłam więc jedna do kuchni.
Oczywiście bez faktury, nie zwracając uwagi na w/w parametry nabyłam drogą kupną żarówkę za 17zł.
I mając dziś chwile wolnego, między bieganiem, gotowaniem, pisaniem i wyprawą do nowgo klubu, postanowilam ją wkręcić.
Mama zawsze uczyła mnie, że jeśli umiesz liczyć, licz na siebie. I to największa prawda o świecie.
Tak więc cytując Ryszardę "Gabrysie" Siarzewską, żonę "Siary "sama się związałam, to i sama się rozwiązałam" :-)
Po 6 miesiacach bez światła w kuchni, udało mi się w końcu zmienić żarówkę.
Czasem na FB wrzucam post w stylu "Kto mi przyniesie lody i kawę do łóżka" i jak zwykle okazuje się, że jeśli czegoś chcę, muszę sobie to sama załtwić.
Tym właśnie sposobem stałam się niezależną kobietą. Potrafię przykręcić kran, przepchać rury, wymienić przepalone korki i wymienić żarówkę na wysokości 3m80cm.
Tak, zdjecie ukazuje moją pomysłową konstrukcję, gdy okazało się, że z blatu kuchennego nie sięgnę. Ustawiłam więc taboret i wdrapałam się niczym ginastyczka w cyrku, bo z braku miejsca lub mojej dużej dupy, nie było to takie proste. :-)
Nie bedę narzekała na to, że nikt nie zaproponuje pomocy przyniesieniu tortu, gdy jestem chora i akurat o nim marzę, ani tez nie będę się żalić na fakt, że w pracach domowych musze radzć sobie sama. Bo takie jest życie. Ale z tą żarówką to była śmieszna historia.
Gdy przepaliła się z grudniu, najpierw postanowiłam, że nie będę korzystała z kuchni. Ale wszyscy wiedzą, że przy moich zapędach kulinarnych to nie możliwe :-) Potem zamontowałam małą lampkę z łazienki, przez co gorzej mi szło z makijażem w łazience a lampka i tak nie oświetlała kuchni. Zaczęłam zbierac się do wyprawy na żarówki.
Chciałam kupic od razu więcej i wrzucić w koszty firmy. Ciągle, jednak, coś stawało na przeszkodzie.
Raz pojechałam do Makro. Zrobiłam zakupy na 400 zł, ale żarówek nie mieli.
Potem, w necie szukałam takich o odpowiednim kształcie, gwincie, barwie, natężeniu światła no i oczywiście cenie. Doszłam do wniosku, ze teoria z internetu nie pozwoli m i idealnie wybrać żarówek. I tak właśnie minęło 6 miesięcy, aż wczoraj, przypadkowo będąc z kolegami w IKEA przypomniało mi się, że powinnam kupić żarówkę. Chociaz jedną.
Oczywiście jestem tuż przed pensją, więc kupowanie żarówek nie było wksazane, ale aż żal było nie skorzystać z okazji. Wzięłam więc jedna do kuchni.
Oczywiście bez faktury, nie zwracając uwagi na w/w parametry nabyłam drogą kupną żarówkę za 17zł.
I mając dziś chwile wolnego, między bieganiem, gotowaniem, pisaniem i wyprawą do nowgo klubu, postanowilam ją wkręcić.
Mama zawsze uczyła mnie, że jeśli umiesz liczyć, licz na siebie. I to największa prawda o świecie.
Tak więc cytując Ryszardę "Gabrysie" Siarzewską, żonę "Siary "sama się związałam, to i sama się rozwiązałam" :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz