Siedzę sobie we włoskiej uroczej knajpce. Chciałabym
powiedzieć, ze jest to na południu moich ukochanych Włoch, ale nie. Jestem na
południu mojej równie ukochanej i pięknej Polski.
Zamówiłam wytrawne białe wino i pierwszy łyk przywiał wspomnienia
wspaniałych kolacji w Fellinim w Gdańsku. Wino tak dobrze mi znane i ukochane- Bosco
del Merlo. Trudno dostępne w Polsce, a jeśli już uda się je znaleźć to za
kosmiczna cenę, tu okazało się być francuskim stołowym J
Każdy łyk przy głębokim wdechu, smak rozchodzący się na
języku i po policzkach, przenoszą mnie do tamtego świata sprzed roku. I
uśmiecham się pod nosem… Ostatnio często to robię J Tak bez powodu i okazji, a
jednak poprawia to moje samopoczucie, a inni odwzajemniają mój uśmiech.
Czekam na sałatkę, popijając to wino przy dźwiękach jazzowej
muzyki w malutkiej restauracji przy
ulicy Sowińskiego 13 i podzielę się z Wami jednym spostrzeżeniem.
Jak już jestem myślami w tych moich kochanych Włoszech, to
postanowiłam ostatnio, że będę bardziej włoska. W końcu kiedyś tam zamieszkam J Kobiety tam są inne,
niż w całej Europie. Bardziej kuszące, ponętne, eleganckie, noszą sukienki lub
spódnice, by podkreślić swoje walory… I ja tez tak postanowiłam zrobić. Od
kilku dni noszę się jak dama (nie w tym sensie kawałowym. Jak nie dam też się
bawię :-p); w sukienkach, na obcasach, zakładam więcej biżuterii, a makijaż
stał się bardziej charakterny. Wiecie – kuszące usta i ciemne oko. Nawet
pomalowałam pazury na krwistą czerwień, co zdarza mi się odświętnie. No i
oczywiście uśmiech – szczery i nie „służbowy”. A możecie mi wierzyć, coś wiem o
służbowym uśmiechu J
Moje zmiany wewnętrzne przełożyły się na mój wizerunek, a
reakcja otoczenia jest zauważalna J
Mocno mnie to bawi, ponieważ jestem ta samą dziewczyną, a zmiana ubioru i
mojego światopoglądu zmieniły moje życie. Postanowiłam mentalnie być włoszką!
Czas zwolnił. Każdy dzień jest jak pobyt na wakacjach z
przymusową wycieczką do biura. Ale tam również wynajduje sobie ciekawe zadania
takie jak kontemplowanie kawy przy felietonach mojego kolegi (Całe życie z
wariatami – polecam), wyszukiwanie przyjemnych zadań na weekend, planowanie
wakacji, radość z każdej łyżeczki lodów, które jem czasem na deser. A po pracy?
Same przyjemności, przygody i atrakcje. Odpuściłam wszystkie „muszę”, „powinnam”,
„tego mi nie wolno”. Jedyne czego się trzymam to treningów z Jackiem
(JacekBiega.pl), o których już wspominałam, ale to sama przyjemność skatować
się do granic wytrzymałości J
Podobnie jak tą tartą z owocami i włoską kawą, które właśnie
pochłaniam J
Życzę Wam pogodnego weekendu, a ja tym czasem kontynuuję dolce farniente .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz