czwartek, 20 czerwca 2013

Porta Sei


Siedzę sobie we włoskiej uroczej knajpce. Chciałabym powiedzieć, ze jest to na południu moich ukochanych Włoch, ale nie. Jestem na południu mojej równie ukochanej i pięknej Polski.

Zamówiłam wytrawne białe wino i pierwszy łyk przywiał wspomnienia wspaniałych kolacji w Fellinim w Gdańsku. Wino tak dobrze mi znane i ukochane- Bosco del Merlo. Trudno dostępne w Polsce, a jeśli już uda się je znaleźć to za kosmiczna cenę, tu okazało się być francuskim stołowym J

Każdy łyk przy głębokim wdechu, smak rozchodzący się na języku i po policzkach, przenoszą mnie do tamtego świata sprzed roku. I uśmiecham się pod nosem… Ostatnio często to robię J Tak bez powodu i okazji, a jednak poprawia to moje samopoczucie, a inni odwzajemniają mój uśmiech.

Czekam na sałatkę, popijając to wino przy dźwiękach jazzowej muzyki w malutkiej restauracji  przy ulicy Sowińskiego 13 i podzielę się z Wami jednym spostrzeżeniem.

Jak już jestem myślami w tych moich kochanych Włoszech, to postanowiłam ostatnio, że będę bardziej włoska. W końcu kiedyś tam zamieszkam J Kobiety tam są inne, niż w całej Europie. Bardziej kuszące, ponętne, eleganckie, noszą sukienki lub spódnice, by podkreślić swoje walory… I ja tez tak postanowiłam zrobić. Od kilku dni noszę się jak dama (nie w tym sensie kawałowym. Jak nie dam też się bawię :-p); w sukienkach, na obcasach, zakładam więcej biżuterii, a makijaż stał się bardziej charakterny. Wiecie – kuszące usta i ciemne oko. Nawet pomalowałam pazury na krwistą czerwień, co zdarza mi się odświętnie. No i oczywiście uśmiech – szczery i nie „służbowy”. A możecie mi wierzyć, coś wiem o służbowym uśmiechu J

Moje zmiany wewnętrzne przełożyły się na mój wizerunek, a reakcja otoczenia jest zauważalna J Mocno mnie to bawi, ponieważ jestem ta samą dziewczyną, a zmiana ubioru i mojego światopoglądu zmieniły moje życie. Postanowiłam mentalnie być włoszką!

Czas zwolnił. Każdy dzień jest jak pobyt na wakacjach z przymusową wycieczką do biura. Ale tam również wynajduje sobie ciekawe zadania takie jak kontemplowanie kawy przy felietonach mojego kolegi (Całe życie z wariatami – polecam), wyszukiwanie przyjemnych zadań na weekend, planowanie wakacji, radość z każdej łyżeczki lodów, które jem czasem na deser. A po pracy? Same przyjemności, przygody i atrakcje. Odpuściłam wszystkie „muszę”, „powinnam”, „tego mi nie wolno”. Jedyne czego się trzymam to treningów z Jackiem (JacekBiega.pl), o których już wspominałam, ale to sama przyjemność skatować się do granic wytrzymałości J

Podobnie jak tą tartą z owocami i włoską kawą, które właśnie pochłaniam J

Życzę Wam pogodnego weekendu, a ja tym czasem kontynuuję dolce farniente .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz