niedziela, 14 lipca 2013

Weekendowe gotowanie

Oto parę zdjęć z weekendowego gotowania.
Już dawno nie miałam tyle czasu dla siebie i z przyjemnością po bieganiu stanęłam "go garów". Oczywiście potrawy są proste i szybkie do wykonania.
Po sobotnim bieganiu zrobiłam sobie śniadanie na wypasie. Nie powinno być tak obfite w tłuszcze, ale w piątek byłam w Piccola Italia - sklepie z włoskimi przysmakami, więc pozwoliłam sobie na pełne aromatów włoskie śniadanie.
 
Na talerzu znajduje się kompozycja wspomnień z wyprawy do Toskanii.
Grzanka zrumieniona na oliwie truflowej,
Trzy rodzaje sera: kozi, dojrzewający 6 miesięcy, krowi Toma Piemontese i owczy Asiago,
Oliwki zielone, faszerowane papryką i czarne,
Kiełbasa aromatyzowana truflą oraz
szynka Pelatello Crudo
a do tego jajka sadzone na maśle :-)
Pelatello Crudo to rodzaj szynki długo dojrzewającej, podobnej w smaku do Serano, czy parmeńskiej.
Po śniadaniu, zabrałam się za lekturę, zrobiłam sobie drzemkę, a potem włączyłam film Blue Valentine. Ci, którzy go oglądali, wiedzą jak bardzo jest przygnębiający i ile się na nim płacze. Ci, którzy nie mieli okazji go zobaczyć, polecam do tego wino i chusteczki higieniczne ;-)
Na poprawę nastroju zrobiłam sobie gnochi z szynką Crudo, szparagami w sosie truflowym. Gnochi gotują się 2 minuty, więc zanim wrzucicie je do osolonej wody, wrzućcie szparagi na 3-4 min. Ponieważ nie hartuje ich w zimnej wodzie, gotuję je krócej, a temperatura robi swoje, gdy czekają na gnochi. W między czasie, na patelni lub rondelku robię sos. To wszystko dzieje się w ciągu tych 2 min, gdy gotują się włoskie kopytka. Na rozgrzaną krople oliwy wrzucam łyżeczkę pasty truflowej i zalewam śmietanką 30%, solę do smaku i dodaję świeżo mielonego pieprzu. Do gotowego sosu wrzucam odsączone gnochi, dorzucam ciepłe jeszcze szparagi i rwę szynkę, a wszystko obsypuję świeżo startym Grana Padano. Jest bardziej  miękki niż Parmigiano Regiano, dzięki czemu łatwiej się go ściera na tarce, a przy tym ma równie ostrawy smak.

Zdjęcie wprawdzie jest dość mdłe ale mogę Was zapewnić, ze smaki były bardzo wyraziste :-)
Na poprawę humoru włączyłam Brigdet Jones. Oglądałam to pierwszy raz i musze przyznać, że wzbudziło to we mnie odrazę, bo od razu utożsamiłam gabaryty głównej bohaterki ze swoimi. Tak mnie to zestresowało, że mimo dużej porcji obiadowo-kolacyjnej i kieliszka wina, postanowiłam wsiąść na rower, żeby choć przez chwilę zabić w sobie wyrzuty sumienia.
Dziś, podobnie jak Panna Anna,  zaczęłam dzień od śniadania i książki, choć już teraz wiem, że był to błąd, bo łatwiej się zmobilizować do biegania, gdy tylko otworzę oczy. Potem powstają same rozpraszacze :-)

Śniadanie zjadłam w łóżku :-)

Na patelnię wrzuciłam kiełbasę truflową, oliwki, suszone pokrojone pomidory i czerwona papryka. Podsmażone, zalałam masą na omleta i posypałam startym Grana Padano.
Do tego kubek zielonej, ciepłej herbaty i usiadłam do komputera. Potem trochę sprzątania i zmywania i postanowiłam napisać coś dla Was.
Tak minęły kolejne godziny. 3 godziny od śniadania, czas na kolejny posiłek, a ponieważ piszę o jedzeniu i o tym, że wszystkie te posiłki GotujęNaBosaka, postanowiłam zrobić danie obiadowe i pójść pobiegać po.
W między czasie pojawiły się kolejne rozpraszacze - zadzwoniła Magda. Na szczęście dopiero wraca do żywych, wiec mam czas na dokończenie wpisu i trening :-)
Pisząc o weekendowym jedzeniu zdążyłam zrobić sobie obiad. Danie oczywiście proste i szybkie w wykonaniu. Powtórzyłam częściowo sobotni przepis, z pewnymi zmianami.
Dziś na stole pojawiło się taghiatelle straciatella (z kawałkami natki pietruszki) w sosie truflowym ze szparagami i serem Grana Padano.
Może faktycznie moja weekendowa dieta jest dość monotonna, ale najważniejsze to nie przejeść się na jeden posiłek. Dzięki temu pęczek szparagów wystarczy mi jeszcze na 2 porcje, które zrobię u Magdy. Gnochi zostaną na jutro, taghiatelle będzie jeszcze na kilka dań, pasty truflowej, sera i śmietanki również zostało sporo.
Kiedyś na taghiatelle w sosie truflowym z szynka długo dojrzewającą i szparagami chodziłam do uroczej knajpki niedaleko domu. Casa Mia mieści się na ulicy Poznańskiej od ponad 15 lat. Byłam tam na randce z pierwszym chłopakiem, a w pierwszej pracy zamawiałam u nich jedzenie na wynos z dostawa do biura. Mają sprawdzone menu, urozmaicone sezonowymi składnikami oraz regionalne włoskie wina. Na wionę serwują chłodnik i potrawy z nowalijkami, latem makaron z kurkami, jesienią w karcie pojawiają się grzyby, a zimą restauracja zaprasza na grzańca. Serdecznie polecam amatorów włoskiej kuchni na Poznańska obok hotelu Polonia Palace. Ja zaś tym wywodem zmierzam do stwierdzenie, że mimo, iż uwielbiam tam chodzić na obiad za 50zł, w tej samej cenie mogę go jeść cały tydzień lub co fajniejsze, zaprosić na niego znajomych.
Tak więc, zapraszam w moje skromne progi na włoskie jedzenie i nie tylko. A teraz życzę wszystkim smacznej, aktywnej i miłej niedzieli :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz